poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 7



Tak, to prawda. Jesień kojarzy się tylko z przejściem w ponury stan, ponurą aurę, od której tak bardzo chciałoby się uciec. Nigdy nie lubiłem pierwszego września, zresztą, ja w ogóle nie lubiłem września. Ale teraz, kiedy jestem w Rzeszowie, miesiąc ten kojarzy mi się miło; dużo zajęć, przygotowuję się do pracy i takie tam… Tym bardziej żyć się chce, gdy za oknem taka pogoda, słońce w pełni, aż można się jeszcze trochę poopalać.


 No nie przesadzaj z tym opalaniem, bo aż tak ciepło nie jest.;-) Największe słońce było w lipcu, ale ja niestety nie mogłam wtedy z niego korzystać, wiadomo: praca, praca, praca i jeszcze inne obowiązki. Może w przyszłym roku uda mi się to wszystko inaczej rozplanować i wyrwę się chociaż na tydzień do Wenecji... Marzę o tym od dziecka.


 Ja w tym roku trochę użyłem słońca i w końcu nie przypominam syna młynarza. ;-) Chcąc nie chcąc, dostałem znacznie więcej wolnego od mojego przełożonego, niż w poprzednich latach, ale uwierz mi, wolałbym być zamknięty w czterech ścianach i skupiać się na swojej ciężkiej pracy. 
Wenecja? A nie boisz się, że pochłonie Cię nadmiar wody? ;-)


 Serio wolałbyś pracować, niż wylegiwać się na leżaku pod jakimiś palmami? W takim układzie musisz być bardzo ambitnym facetem albo… pracoholikiem. Następnym razem, kiedy będziesz miał do dyspozycji nadprogramowe dni urlopu, to ja z chęcią je od Ciebie wezmę. ;-)
I nie, nie boję się Wenecji. Umiem świetnie pływać! ;-)


Serio, serio. Jestem chory, kiedy nie mogę pomóc moim kumplom, kiedy nie ma mnie w tej ekipie i kiedy zmuszony jestem do tego, by efekty roboty omawiać z nimi drogą tylko elektroniczną albo telefoniczną. To mnie wewnętrznie zabija.
Znałem już taką jedną, co myślała, że umie świetnie pływać. Owszem, myślała, ale dopóki nie utopiła się w moich oczach… ;-)


 Jej, to czym Ty się zajmujesz, że taką wielką uwagę przykładasz do pracy? Jakaś korporacja, czy coś? No chyba, że kręcisz jakieś lewe, brudne interesy. ;-)
Skoro ta niewiasta „utopiła się” w Twoich oczach, to zapewne musisz mieć czarujące patrzałki. ;-) Zastanawia mnie tylko fakt, dlaczego tutaj jesteś, skoro ona straciła dla Ciebie (nie tylko) głowę…


 Nie, żadna mafia, nic z tych rzeczy, ale może lepiej będzie, jeśli zachowamy całkowitą anonimowość, co? Przynajmniej na razie… Poznamy się lepiej, wiesz, bez żadnego nacisku, presji, bez zdradzania szczegółów naszej prywatności… Co Ty na to?
Straciła głowę? Nie… Po oceanie „Miłość” też trzeba umieć pływać, drogi Aniele Stróżu. Jej się tylko wydawało, że umie…


 Jeśli ta anonimowość ma pozytywnie wpłynąć na naszą dalszą korespondencję, to jestem jak najbardziej za. I dobrze, że nie zasilasz szeregów czarnej szajki, bo prawdopodobnie już bym z Tobą nie rozmawiała. ;-)
Czyli podsumowując: ona rzuciła się na głęboką wodę w pogoni za Twoimi oczami i zapomniała, że nie umie pływać…? ;-)


Pięknie to podsumowałaś, naprawdę idealnie.
 GA, co Ci się podoba najbardziej w Rzeszowie?


 Co mi się podoba w Rzeszowie? Co prawda mieszkam tu dopiero od dwóch lat i może jeszcze nie do wszystkich zakątków udało mi się dotrzeć, ale jest wiele takich miejsc, które darzę szczególną sympatią. I na pewno do takich miejsc należy Aleja pod kasztanami. Uwielbiam się nią przechadzać, spacerować, ale lubię też usiąść się na jednej z tamtejszych ławek, trochę się odprężyć, napawać się pięknem przyrody, czy chociażby poczytać książkę. Idealna przestrzeń, by się wyciszyć, nabrać dystansu do życia, do siebie; przemyśleć swoje sprawy, zrelaksować się, czy też spędzić miło czas z rodziną i przyjaciółmi. Tę strefę wypełnia naprawdę magiczna moc, która oddziałuje na każdego, kto zdecyduje się w niej przebywać. ;-)


 Romantyczka z Ciebie, nie powiem. ;-) Przechodziłem tamtędy kilka razy, co prawda w biegu, ale faktycznie - coś w tym musi być, bo ludzi tam było co nie miara. Może kiedyś, jak będę miał więcej czasu, skuszę się na mały, spokojny spacer i przekonam się, czy jest naprawdę tak, jak mi piszesz.
Ja, póki co, najbardziej lubię rzeszowski Rynek, na którym zawsze się coś dzieje, zwłaszcza wiosną i latem, kiedy dopisuje pogoda i jest możliwość posiedzenia z kumplami w ogródkach. Wiadomo, że nie wszyscy przyjdą, bo mają już swoje żony, rodziny i inne obowiązki, ale tacy kawalerowie jak ja, nigdy nie zawodzą swoją obecnością. Wtedy obowiązkowo dla każdego bursztynowy napój i możemy debatować aż do rana.


 Rynek to jest piękny sam w sobie i rzeczą oczywistą jest to, że mnie urzeka swoją prezencją, ale tak, jak mówiłam, w moim osobistym rankingu dominują kasztany. ;-)
Widzę, że jesteś typowym facetem: ogródek piwny, kumple, piwo w kuflu i pełna satysfakcja… ;-)

Tak adekwatnie do tematu, znasz to? –


" Z wielu powodów i dla smutków wielu
chciałabym dzisiaj mieć poduszkę z chmielu.
Zapach tych lekkich, siwozłotych szyszek
sprowadza mocny sen - zjednywa ciszę.

Gdzieś to czytałam albo mi się śniło:
„Chmiel na bezsenność, a sen - na bezmiłość.”
Poduszkę z chmielu gdy sobie umościsz,
zaśnij, bo na cóż życie bez miłości…"


No masz Ci los. Miłośniczka przyrody, marzycielka, romantyczka, poetka i jeszcze na dodatek tak pięknie mówi o chmielu! ;-)
Już Cię lubię. ;-)

***

Dziś rozdział w troszeczkę innej formie, ale przecież kiedyś ta znajomość musiała na dobre rozkwitnąć, a nie tylko po jednej wymianie zdań na odcinek. Inaczej ta historia ciągnęłaby się w nieskończoność, a tego chcę uniknąć. ;-) Mam nadzieję, że taki kontekst również się Wam podobał.
Nie uważacie, że Kosa rozkręca się w zaskakującym tempie w tym wirtualnym świecie? :D
Ziomek, składam podziękowania za ‘cycata’. :*

Niestety nie dotarłam do Ergo w sobotę, czego bardzo żałuję, ale za to prawdopodobnie zawitam na barażu. *.*  Niech no tylko operator kamery mnie pokaże, a na pewno Wam pomacham. ;-) Może tym razem ja rzucę w Bułgarów jakimś krzesłem, zapalniczką, popcornem albo butelką, co? :p Nieee, nie będę się zniżać do ich poziomu, ja po prostu będę całym sercem dopingować Naszych. <3 Bo jak to Dziku powiedział: "SERCEM  ZAWSZE  SIĘ  WYGRA" <3

Kiedy Kubi wchodził na zmianę w meczu ze Słowakami i wykazywał pozytywne fluidy, powiedziałam eSi, że jak weźmie tę grę na swoje barki i poprowadzi ją do zwycięstwa, to ja napiszę o nim bloga. Bloga, który już tak dawno krążył po mojej głowie i nad którym bardzo się wahałam. Dziś znam już odpowiedź, czas się wywiązać z danego słowa… ;-)

Tymczasem ściskam Was cieplutko, 
kibicujcie głośno, trzymajcie kciuki i podążajcie za swoim pragnieniem. :)
Patka. :*

środa, 11 września 2013

Rozdział 6



Po dniu pełnym wrażeń, Lidka w końcu mogła usiąść spokojnie przed laptopem i choć na chwilę przenieść się w wirtualny świat. Sprawdziła facebooka, maila i zaprzyjaźnionego bloga kulinarnego, z którego czerpie wiele przepisów i wykorzystuje je w swoim bistro. To właśnie stamtąd pochodzi cudowne ciasto czekoladowe, które kolega tego gbura dziś tak wychwalał. Zrobiło jej się miło - to na pewno, ale co ją zaskoczyło, to obecność tego, który zarzekał się, że już nigdy więcej nie zagości w jej lokalu. Czy ten drugi, z pozoru sympatyczny, brunet go do tego zmusił? Chyba na to wygląda…, ale mniejsza z tym. Najważniejsze, że tym razem nie wydziwiał, zjadł i przede wszystkim zapłacił.
Kiedy Lidia miała już wyłączyć komputer, przypomniało jej się, że miała odpisać Panu Mysterious, dlatego ponownie kliknęła na ikonę przeglądarki internetowej, a następnie wpisała adres swojego portalu randkowego. Skrzynka odbiorcza niemal pękała w szwach, szkoda tylko, że większość wiadomości dotyczyła tego, co ją w ogóle nie interesowało. Sumiennie odpisała wszystkim niewyżytym Gieńkom, Jurkom, Gepardom i Tygrysom, zbywając ich w skuteczny sposób, by następnie, w końcu, skupić się na tym najważniejszym. Nie musiała się długo zastanawiać, od razu wiedziała, co ma wystukać na klawiaturze. Mimowolnie się do siebie uśmiechała, sama nie wiedziała, dlaczego, ale pisanie tej odpowiedzi sprawiło jej ogromną przyjemność.
Na zakończenie tego, w sumie dość miłego, dnia, postanowiła zrobić sobie długą, relaksującą kąpiel, która z całą pewnością dostarczyłaby jej sporej dawki odprężenia i naładowania akumulatorów na kolejny dzień. Cóż z tego, skoro już po dziesięciu minutach, do drzwi łazienki dobijała się Zuzia?
- Ciociu, długo jeszcze? – rzuciła błagalnym tonem i uwiesiła rączki na klamce. Zawsze tak robiła, kiedy mocz niemal uciskał ją na mózg i nie mogła już wytrzymać.
- Zuza, dopiero co weszłam do wanny!
- Ale mi się chce siusiu.
- A nie wytrzymasz jeszcze chwilkę?
- Ciociuńciu, proszę Cię, bo zaraz się zesikam… - skomliła do drewnianej powierzchni. Kosińska zlitowała się nad siedmiolatką, przerwała kąpiel, owinęła swe ciało ręcznikiem i wpuściła Małą do kafelkowanego pomieszczenia.
- Masz pięć sekund. – upomniała ją, krzyżując ręce na piersiach i wyczekując załatwienia spraw fizjologicznych swojej chrześniaczki.
- Ciociuś, dzięki! Jesteś wyczepista! – usłyszała, kiedy latorośl opuszczała łaźnię z uśmiechem i wymalowaną ulgą na twarzy.
- Przepraszam, jaka jestem? – zapytała z niedowierzaniem.
- No nie wiesz, co znaczy słowo wyczepista?
- Zuzka, wiem, co to znaczy, ale czy przypadkiem nie jesteś za mała na używanie takiego słownictwa?
- Ciotka, Ty się ciesz, że ja tylko takich słów używam. Jeszcze nie słyszałaś moich kolegów z klasy! Oni to dopiero operują słówkami!
- Lepiej, żebyś trzymała się od nich z daleka w takim razie. Jeszcze wyrośniesz na wandala i co wtedy?
- Spoko luz, ciociuś. Wskakuj w wannę, bo Ci ta woda wystygnie i zamiast aromatycznej kąpieli, będziesz miała zimny prysznic. – machnęła luźno ręką i wyszczerzyła swoje mleczne ząbki.
- Idę, idę, a Ty marsz do łóżka.
- Ciociu? – odezwała się, kiedy Kosińska prawie zniknęła za fakturą drzwi.
- No?
- Nie wiesz, o której matczyna i papcio wracają z kina na chatę? – mina Lidzi w tym momencie była więcej warta, niż wygrana trzystu pięćdziesięciu tysięcy w RMF FM. Zuzanna ją zadziwiała, na każdym kroku coraz bardziej. Strach pomyśleć, co z niej wyrośnie i jaka będzie za kilka lat.
- Przez te Twoje genialne teksty wszystko mi kiedyś opadnie z bezsilności, wiesz?
- Masz na myśli ręce, nogi i cycki? Spoko, to, to jest jeszcze nic! Lepiej uważaj, żeby ręcznik Ci zaraz nie opadł. – zachichotała i szybko pobiegła do swojego pokoiku.
- Ja Ci zaraz dam ręcznik, ja Ci dam! – pogroziła Małej, krzycząc dość głośno, ale to wszystko oczywiście w żartach, bo brunetka nigdy nie umiała się gniewać na dziewczynkę. Zbyt mocną ją kochała. 
Ponownie zamknęła się za mahoniowymi drzwiami, i ponownie poddała się magnoliowej przyjemności…


***

- Czy Ciebie już do reszty pogrzało? – rzucił wchodzący do swojego samochodu Bartman.
- Nie, ale o co Ci chodzi? Chciałeś, żebym przeprosił, więc przeprosiłem.
- Jeśli to były przeprosiny, to ja jestem Anioł Stróż! To już ta mała dziewczynka prezentuje większy poziom kultury, niż Ty, facet podchodzący pod trzydziestkę!
- Zbychu, jesteś gorszy niż rzep!
- Wiesz, co, Kosa, żal mi Cię. – wycedził przez zęby, zapinając pasy.
- Tylko się nie popłacz. – burknął kpiąco.
- Chciałbyś! Nigdy w życiu... Ale zauważyłem, że dzisiaj jedzonko Ci smakowało, bo futrowałeś jak mój chomik z czasów dzieciństwa.
- Ciasto jak ciasto. Było w miarę zjadliwe. – mruknął na odczepnego, odwracając głowę do szyby, choć tak naprawdę miał zupełnie inne zdanie na ten temat.
- Tak, i dlatego pozbawiłeś talerzyk deserowy niemal całej białej emalii?
- Dobra, było bardzo smaczne. Zadowolony? – odwrócił się gwałtownie w stronę Zbyszka i przewrócił teatralnie oczami.
- Jak jasny chuj. – wyszczerzył się sam do siebie. – O to mi właśnie chodziło, żeby przełamać Twoją awersję do tego lokalu!
- Bartman, to, że dzisiejsze zamówienie nie spowodowało u mnie pożaru w gębie, nie oznacza, że będę tam łaził codziennie! – fuknął niemal ze złością.
- No codziennie nie, ale może chociaż co drugi dzień, co? – Zibi nie dawał za wygraną i podpuszczał Kosoka, jak tylko się dało.
- Zamknij się już i daj mi spokojnie pomyśleć.
- Ale o czym? O tym, że kolejny raz chamsko potraktowałeś tę kobietę?
- Nie, o tym, jak skutecznie przywalić Ci w cymbał, idioto. Weź już skończ!
- Swoją drogą, ta dziewczyna jest całkiem całkiem. Wygląda na sympatyczną, a Ty jej tak ciśniesz z grubej rury. Trochę kultury, człowiecze… - atakujący wymachiwał rękoma niczym ksiądz podczas niedzielnego kazania, poruszając kwestie polityki. Drugiego bruneta jednak to nie interesowało; interesowało go to, czy, i co, odpisała mu którakolwiek z dziewczyn na zakochanych w sieci. Ale, niestety, nie tak szybko! Zibi zarządził partyjkę w bilarda, na którą Pan Kosok, chcąc nie chcąc, musiał się zgodzić…

Oczywiście na jednej partyjce się nie skończyło, a wskazówki na zegarze wskazywały już prawie północ. Środkowy wysiadł pospiesznie z bartmanowego auta, rzucając na pożegnanie suche „nara”, trzasnął drzwiami i pognał do swojego bloku. Torbę sportową posłał w kąt, nastawił wodę na herbatę i odpalił laptopa, nie mogąc się doczekać momentu, kiedy wreszcie będzie mógł zalogować się na portalu. To, co go tam zastało, przeszło jego najśmielsze oczekiwania! Myszka_18 chciałaby spędzić z nim upojną noc w starej, opuszczonej stodole; Kiciaxxx zaprasza do kina „na film”; Zosieńka pragnie wpierw zobaczyć jego foto, by stwierdzić, czy warto się w ogóle z nim umówić; Lidos oferuje robótki ręczne na przednim siedzeniu swojego samochodu; Tuśka zaprasza do siebie na szampana, kawior i dziki seks; Panterka chce się bawić w kotka i myszkę w jej sypialni – przy czym to chyba Kosok miałby być tą uwięzioną myszką; a Długowłosa_Roxy chętnie zrobi loda za trzy stówy. Środkowy nawet nie czytał reszty tego typu wpisów, ba!, on nawet nie odpisywał, tylko od razu kasował, czym automatycznie umieszczał je w Koszu. Jego uwagę zwróciły jedynie dwie wiadomości, których nadawczynie miały normalnie brzmiące nicki. 

I_miss_U odpisała na jego zaczepkę:
Lubię Rzeszów, ale nie jesienną porą. Nawet, jeśli jest pięknie i świeci słońce. Jesień mnie przytłacza, dołuje i sprawia, że jestem otumaniona. Zdecydowanie wolę lato! A Ty, szanowny Mysterious?;)”

„Nigdy nie lubiłam jesieni. Zawsze kojarzyła mi się z odejściem lata, z rozpoczęciem roku szkolnego, a w późniejszych latach - roku akademickiego. I to naprawdę nie napawało optymizmem, wręcz przeciwnie, było takim wyznacznikiem powrotu do szarej rzeczywistości i normalnego życia. Ale teraz, kiedy mieszkam w stolicy Podkarpacia, gdzie również pracuję, zupełnie inaczej odbieram tę porę roku. Wszystko wydaje się być piękniejsze: domy, ulice, parki - nawet jesienią! Jeśli taka słoneczna aura, jaka utrzymuje się teraz, mogłaby trwać przez dwanaście miesięcy, to ja poproszę.;-)
Pozdrawiam, Guardian_Angel.”

Po przeczytaniu tej dłuższej wiadomości, kąciki ust Kosoka uniosły się znacznie ku górze, twarz rozpromieniała, a i na sercu jakoś tak cieplej się zrobiło. Udało mu się znaleźć jakąś normalną dziewczynę do pogadania i to jeszcze o takiej banialuce, jaką jest pogoda? I to jeszcze na dodatek w sieci? Nie dowierzał. Po prostu nie dowierzał. Zebrał myśli i od razu jej odpisał…


***
Moje Drogie, ostatnio trochę działo się w moim życiu prywatnym, niekoniecznie dobrego. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie miałam tak blisko przyłożonego noża do gardła i byłam niemalże zmuszona do podjęcia pewnych decyzji… Decyzji, do których nie byłam i nadal nie jestem w ogóle przekonana. Czy mi to wyjdzie na dobre? Szczerze mówiąc, nie wiem. Czas pokaże…
W związku z zaistniałą sytuacją miałam przymusowy „urlop” od czytania i pisania, bo wybaczcie, ale nie można skupić się na swobodnym blogowaniu, kiedy tu, w realnym życiu, trzeba podejmować wybory, które być może zaważą na mojej przyszłości. Wiem, że porobiły mi się zaległości dalej niż widzę, częściowo zaczęłam już nadrabiać, do reszty na pewno dotrę w wolnej chwili.

Wirtualny flirt zaczyna kwitnąć…

Co jeszcze mogę powiedzieć, cieszy mnie wygrana w Memoriale, choć widać, że jeszcze trochę muszą chłopaki popracować, by dorównać Rosji. ;-) Wszystko przyjdzie z czasem i mam nadzieję, że na ME będą chodzić jak szwajcarskie zegarki.
I jakoś tak dziwnie ogląda mi się mecze bez Szesnastki i Dziewiątki… Brakuje tego ‘czegoś’.

Całuję Was, Patex. :*

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 5



Bistro ‘u Kosiny’ z każdym kolejnym dniem coraz bardziej tętniło życiem. Przychodzili dosłownie wszyscy: młodzież, osoby starsze, biznesmeni, rodzice z dziećmi, a także zakochani. Tym ostatnim, Lidka przyglądała się zwykle najbardziej i najdłużej. Dlaczego? Chyba im zazdrościła. Zazdrościła im tego, że mają siebie, mogą dzielić ze sobą smutki i radości, mogą cieszyć się swoim towarzystwem i razem gdzieś wychodzić. Było jej przykro, że i ona tak nie może; nie może, bo nie ma z kim. Nie mniej jednak napawała się radością i duma ją rozpierała, dlatego że spośród tysiąca restauracji w Rzeszowie, oni wybierali jej malutkie bistro, jako miejsce swojej randki. Nie dało się bowiem ukryć, że z każdym dniem przybywało klientów, dzięki czemu interes prężnie się rozwijał i kwitł jak pączek róży, a także zyskiwał uznanie wśród mieszkańców miasta. To zdecydowanie cieszyło Kosińską, albowiem jej pomysł na biznes, okazał się być strzałem w dziesiątkę. Oby tylko ta dobra passa trwała jak najdłużej. Inaczej będzie musiała tam zawitać Magda Gessler ze swoimi rewolucjami, ale spokojnie, jeszcze nic takiego nie jest konieczne!
Lidia od samego rana krzątała się między stolikami i ciągle coś poprawiała; a to turkusowe obrusy, a to serwetki, czy to wazoniki ze świeżą frezją, ale u niej wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik przed każdym otwarciem lokalu. To sumienna, pracowita i rozsądna dziewczyna, której głównym celem było pilnowanie swojej pracy jak oka w głowie. Zależało jej na utrzymaniu tego wszystkiego, dlatego też dbała o to, by żaden gość nie mógł się do niczego doczepić, a już tym bardziej do potraw z menu.
Kiedy już uznała, że sala jest gotowa na przyjęcie pierwszych klientów, zajrzała jeszcze do swojego kantorka, którego nazwała ‘biurem poselskim’, aby zajrzeć na karty Internetu. Kusiło ją, co by nie sprawdzić, systematycznie odwiedzanego przez ostatnie dni, portalu randkowego i zmonitorować swoje miłosne podboje. Nie da się ukryć tego, że przez ostatni czas bardzo się wciągnęła w wirtualny świat i coraz częściej można ją było zostać przed ekranem laptopa. Zalogowała się. Miała wiadomość. Od mrocznego rycerza.

„Witaj piękna, nieznajoma!
Bardzo chciałbym Cię poznać! Szkoda tylko, że nie masz na profilu foteczki. Może się spotkamy i ocenię Twą urodę w realu?”

Nie zastanawiała się ani chwili dłużej i od razu mu odpisała:

„Drogi mroczny rycerzu! W realu, to Ty możesz co najwyżej półki z towarem pooglądać, a nie mnie oceniać. I jeśli w głowie masz tylko to, jak wyglądam i czy spełnię Twoje wymagania w łóżku, to już teraz mówię Ci zdecydowane ‘nie!’

- Burak. – mruknęła pod nosem i zabrała się za dalsze czytanie „zaczepek” od interesantów. – Proszę bardzo, Gieniek69, następny mądry:

„Cześć maleńka, wskocz na Gieńka,
będzie jazda bez trzymanki, weź ze sobą koleżanki.”

Kosińska wiedziała, że może się tutaj spodziewać takich typków, którym zależy tylko na szybkim numerku i zaspokojeniu potrzeb seksualnych. Mimo tego, nie zrażała się i szukała dalej. Postanowiła też odpisać napalonemu Gieńkowi, równie błyskotliwym tekstem:

„Cześć Genieczku niewyżyty,
zostaw w spokoju moje pyty.
Nie mam żadnych koleżanek,
gadaj więc do swoich szklanek.
Pozdrawiam Cię dziś ozięble,
idź se pograj w kręgle.

Była dumna z siebie, że potrafiła ułożyć taki dobitny tekst i to jeszcze z rymami. Powinna chyba podziękować Zuźce za te wszystkie powiedzonka, które przy niej wypowiadała, bo w końcu na coś się przydały. W skrzynce odbiorczej miała jeszcze jedną wiadomość. Od użytkownika, kryjącego się pod pseudonimem: Mysterious.

„Jak pięknie wygląda Rzeszów tą jesienną, aczkolwiek słoneczną porą, nieprawdaż?”

Spojrzała przez okno. Kąciki jej ust uniosły się mimowolnie do góry. Rzeczywiście, promienie słoneczne zjawiskowo oświetlały Rzeszów, który wyglądał jeszcze piękniej niż zwykle. I kiedy już przygotowywała się do odpisywania nieznajomemu, do kantorka wleciał jak poparzony, Ksawery.
- Szefowo, pomocy! – wysapał zdyszany.
- Co się stało?
- Co wymyśliłaś dziś na deser? – zapytał podejrzanie, podpierając się pod boki.
- Ciasto czekoladowe, a czemu pytasz?
- No właśnie, to chyba sama będziesz musiała je sama zrobić, bo ja nie dam rady.
- Koordynacji Ci brakuje, czy było się wczoraj na imprezie? – zachichotała.
-  Jedno nie wyklucza drugiego. – podrapał się po głowie, dość mocno zakłopotany.
- Już do Ciebie idę, Ksawciu. – uśmiechnęła się przyjaźnie, wyłączyła laptopa, zamknęła swoje biuro i skierowała się do kuchni. Nałożyła przez głowę fartuch, włączyła muzykę i zabrała się do pieczenia ciasta. Zdecydowanie to lubiła robić najbardziej i zawsze wkładała w swoją pracę całe serce. Czy tym razem będzie tak samo?

***

Grzesiek zapuszczał korzenie w swoim mieszkaniu i z nudów zajadał się kolejną owsianką. Do treningu miał jeszcze trochę czasu, więc postanowił spędzić go pożytecznie - oczywiście, jeśli wylegiwanie się na salonowej kanapie i przełączanie kanałów pilotem można nazwać pożyteczną czynnością. Niestety, ani „Miodowe lata”, ani „Doktor House”, ani nawet powtórka finałowego meczu Mistrzostw Europy z udziałem Polaków nie zainteresowało go w takim stopniu, by skupić na nim swą uwagę na dłuższą chwilę. Był już tym wszystkim znudzony i nawet rozważał opcję rezygnacji z kablówki, bo prawdę mówiąc, i tak nie miał czasu na oglądanie TV. Kiedy przed oczami mignęła mu reklama serwisu randkowego, zerwał się na równe nogi i czym prędzej odpalił komputer. Zalogował się na swoje konto i monitorował. Dziwił się, i to jak jasna cholera, bo napisało do niego mnóstwo dziewczyn, a co jedna to lepsza w swoich opisach! Więcej chyba sobie pododawały i podkoloryzowały, niż w rzeczywistości tak było. „Misiaczku, spotkamy się?”, „Mam na Ciebie ochotkę, chodź i poznaj moją cnotkę.”, „Może Algidkę?” – to tylko kilka wiadomości, jakie otrzymał - kilka najbardziej przyzwoitych, bo reszta nadawała się tylko do natychmiastowego usunięcia. Postanowił zatem poprzeglądać profile różnych dziewcząt, niekoniecznie tych ze słodkimi dzióbkami na zdjęciach, ba!, pomimo większego ryzyka, wybierał nawet te bez jakiegokolwiek zdjęcia! W końcu sam należał do grupy ludzi bez fotki profilowej. Uznał, że tak będzie bezpieczniej, bo przynajmniej ukryje swoje oblicze i pozostanie anonimowy. W przeciwnym razie miałby już miliony wiadomości od panienek, które z całą pewnością, chciałyby się związać z nim tylko i wyłącznie dla sławy i pieniędzy. Wolał tego uniknąć i nie zwalać sobie na głowę kolejnego kłopotu, bo bez tego miał ich sporo. Wybrał sobie kilka użytkowniczek i długo rozmyślał nad tym, co ma im napisać. Żartobliwych rymowanek nie umiał układać, bo nigdy nie był dobry z polskiego, a na beznadziejne ‘suchary na podryw’ nie pozwalała mu ambicja. W zamyśleniu spojrzał w kierunku okna i nagle zapaliła mu się lampka w głowie. Wystukał szybko tekst na klawiaturze i wcisnął przycisk „enter”. Odetchnął głęboko, pochwalił się w myślach za błyskotliwość i odwagę, po czym jak gdyby nigdy nic, włączył sobie Minecrafta. Grzegorz tak bardzo się wczuł w grę, że nawet nie słyszał, kiedy zadzwonił jego telefon. Odebrał pospiesznie, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Długo mam kurwa na Ciebie jeszcze czekać? – wysyczał męski głos po drugiej stronie.
- Ale gdzie czekasz i po co czekasz? – Kosa był tak wyrywany z letargu, że nie miał pojęcia o Bożym świecie.
- Chcesz iść na trening pieszo, czy wsiadasz ze mną?! - spojrzał machinalnie na ścienny zegar i poczuł się zakłopotany.
- O, kurwa! Trening! Czekaj, już idę. – pospiesznie zamknął laptopa, zarzucił na siebie sportową torbę, zamknął mieszkanie i pobiegł do białego audi, sterczącego już od dobrych kilku minut na parkingu, ze zniecierpliwionym Bartmanem w środku.

*

- Ja pierdolę, ale jestem dziś padnięty!
- Ty?! Po czym? Po tym siedzeniu na trybunach i pierdoleniu z Pitem o dupie Maryni?!
- Przestań, przecież my się tam rozciągaliśmy!
- Taa, ja widziałem to Wasze rozciąganie. Więcej ściemniactwa, niż czystej pracy. Ale dobrze, skoro jesteś taki zmęczony i konający, to obiad i deser będzie jak znalazł, nie? Taka regeneracja sił. No, niech już stracę, dzisiaj ja stawiam. – Zibi wziął go sposobem.
- No i to mi się podoba! – środkowy klasnął radośnie w dłonie, niemal podskakując na siedzeniu pasażera. Gdyby tylko wiedział, co  kumpel knuje za jego plecami, już dawno wysiadłby z auta i wracał do domu na pieszo.
- Jesteśmy na miejscu. – po kilku minutach jazdy, Zbigniew zaparkował na płatnym parkingu i zgasił silnik. Grzechu, rozpoznając miejsce docelowe, spojrzał na niego złowrogo.
- O nie! Nie ma mowy! Nie wejdę tam!
- Wejdziesz. I to ze mną! I przeprosisz tę kobietę!
- Ani mi się śni. – zaprotestował, krzyżując dłonie na piersiach.
- Kosa, nie graj cynika na siłę. Wysiadaj i to szybko, bo inaczej powiem Kowalowi, że chlejesz piwsko na umór, przez co potem się opierdalasz!
- Kuźwa, Zbychu, noo… - jęczał błagalnie, myśląc, że coś tym wskóra, ale nic z tego, Bartman był nieugięty. – No dobra, ale tylko mała kawa i spadamy.
Przekroczyli próg kosinowego lokalu, zajęli stolik pod oknem i rozglądali się po wnętrzu, to znaczy, atakujący się rozglądał, bo Kosoczek znał go już niemal na pamięć.
- Ty, ładnie tu, tak miło i przytulnie… Widać tu kobiecą rękę. – rzucił Zibi.
- Ja mam z tym miejscem tylko niemiłe wspomnienia. – bąknął ten drugi.
- A tam, pierdolisz farmazony nie z tej Ziemi.
- Dzień dobry, proszę Menu dla Panów. – obydwaj machinalnie odwrócili głowy i zobaczyli przed sobą małą dziewczynkę z dwoma kartami w ręku.
- Dzień dobry, dziękujemy Ci bardzo. - Zbyszko odpowiedział serdecznie, a dziewczynka wróciła za bar.
- Te, Kosa, chcesz mi powiedzieć, że to jest ona? Ta właścicielka? – zażartował.
- Pojebało Cię? Nie wiem, co to za dzieciak, przedtem jej tu nie było. To co zamawiamy? – pospiesznie zmienił temat.
- Dla mnie duża czarna i ciasto czekoladowe. – odrzekł, po szybkim przewertowaniu skoroszytu.
- No, to idź i zamów. W końcu się zaoferowałeś do płacenia, nie? – rzucił cwaniacko i rozsiadł się wygodnie na meblu.
Po dziesięciu minutach zachwycali się aromatem świeżo parzonej kawy i zagłębiali się w głębokim smaku czekoladowej słodkości. Środkowy chyba z każdą sekundą zmieniał swoje nastawienie względem tego bistro, bo deser przypadł mu do gustu momentalnie i najchętniej zjadłby jeszcze jeden kawałek, ale przecież nie mógł pokazać Mistrzowi Browarnictwa, że nagle mu się tu spodobało. O nie, co to, to nie. Kosa jako jeden z nielicznych Resoviaków to taki typowy poker face – nigdy nie wiesz, co tak naprawdę myśli.
Zbigniew nie zdążył machnąć ręką w celu poproszenia o rachunek, a mała, brązowowłosa, urocza dziewczynka stała już przy ich stoliku.
- Poprosimy o rachunek, dobrze…? – zaczął niepewnie.
- Zuzia. Mam na imię Zuzia. Trzydzieści pięć złotych poproszę. – zaświergotała, po czym otrzymała od bruneta dwa banknoty z podobizną Bolesława Chrobrego.
- Proszę, reszty nie trzeba. Zuziu, a czy możemy poprosić jeszcze na chwilę właścicielkę?
- Oczywiście, już biegnę po nią.
- Stary, co Ty, kurwa, robisz?! Odbiło Ci?! Ja stąd wychodzę! – Kosok zagotował się w środku i poderwał tyłek do wyjścia.
- Nigdzie stąd nie idziesz! – ZB9 złapał go za rękę i usadził z powrotem na krześle. – Najpierw zrobisz to, co powinieneś zrobić już jakiś czas temu. – nie zdążył  nic odpyskować, bo przy mężczyznach wyrosła filigranowa postać dziewczyny, jakże pięknej dziewczyny.
- O nie, to znowu Pan? Znowu coś nie smakowało? – załamała ręce już na sam widok znajomej twarzy.
- Nie, bo my, znaczy kolega chciał coś powiedzieć. – wyjaśnił spokojnie Zibi, po czym przeniósł swój morderczy wzrok na dwumetrowca.
- Przepraszam, za ostatni raz. Zachowałem się jak burak. – wycedził przez zęby beznamiętnie, nie patrząc jej w ogóle w oczy. Lidia chciała coś odpowiedzieć, ale niestety nie miała takiej okazji, bo Grzegorz szybko dał nura za drzwi i tyle go widziała.
- A to ciasto to Pani piekła? – odezwał się na odchodne Bartman.
- Tak, ja. A co, niedobre?
- Wręcz przeciwnie! Przepyszne! – pochwalił wypiek, obdarował ją jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów i wyszedł z bistro.

***
Moje Drogie, Lidka nie ma czasu na takie błahostki, jakimi są przesiadywanie w Internecie i strzelanie sobie słitfotek, dlatego nie dziwcie jej się, że nie się nie zna na niektórych rzeczach. To poważna kobieta, poważnie myśląca o życiu. :] Ale jak widzicie, pod wpływem Zuzu, powoli się rozkręca. ;)
Grzesiek przeprosił, ale co dalej?

Patex tak ambitnie  w siatkę grała, że lewego kciuka sobie kontuzjowała… :/

Wiem, że mam u Was zaległości, ale spokojnie, nadrobię.

Całuję, Patka.