Lidka nie
wiedziała, co tak naprawdę nią kierowało, kiedy zapraszała wielce poszkodowanego
bruneta na śniadanie. Uległa namowom siostrzenicy, naprawdę tego chciała, czy
raczej była to tylko zwykła litość? Załatwienie sprawy dla, tak zwanego,
świętego spokoju? Nie wiedziała. Jednak z drugiej strony, gdzieś tam wewnątrz
ucieszyła się, że w końcu złapała jakiś normalny kontakt z tym dotychczasowym
gburem. Zaparkowała auto na pobliskim parkingu, uprzednio podwożąc, już i tak
spóźnioną, Zuzkę do szkoły, a następnie wyskoczyła do sąsiedniego spożywczaka
po potrzebne produkty na przygotowanie jajecznicy.
Godzina „zero”
oznaczająca nadejście Grzegorza, zbliżała się w zastraszająco szybkim tempie,
przez co Kosińska z każdą chwilą była bardziej podenerwowana. Chciała, by
wszystko było dopięte na ostatni guzik, by było przygotowane na perfekcyjnym
poziomie, a gość nie mógł się do niczego doczepić. Kiedy krzątała się jeszcze w
kuchni, nagle usłyszała, że ktoś wszedł do lokalu. Wystraszyła się, że to jakiś
złodziej albo inny dewastator, bo przecież po przyjściu zamknęła drzwi na
patent, tak więc siłą rzeczy, nie mógł to być jej „ulubiony” znajomy. Wzięła do
ręki duży nóż, którym Ksawery zwykle kroi mięso i powoli, zupełnie
bezszelestnie kierowała się w stronę drzwi dzielących salę z zapleczem.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że znajdowała się w teoretycznym
niebezpieczeństwie, ale wzięła trzy głębokie wdechy i zdecydowanym ruchem
przekroczyła próg, mając w planach zaatakować nieproszonego gościa. Jakże się
zdziwiła, kiedy jej uniesiona ręka z przedmiotem zbrodni, tkwiła przy skroni
szanownego Grzegorza…
- Hej, hej!
Spokojnie! To tylko ja! – zaczął mężczyzna, niewinnie podnosząc do góry ręce,
broniąc się przed ewentualnym zamachem. – Ładnie to tak witać mnie z tasakiem?
- Jasna
cholera! Ale mnie wystraszyłeś!
- A wiesz, jak
Ty mnie wystraszyłaś?
- W ogóle jak
tu wszedłeś?
- Normalnie,
przez drzwi.
- To
niemożliwe, przecież zamykałam je, kiedy wróciłam z zakupów.
- Może Ci się
zdawało, że zamykałaś. No wybacz, ale przez dziurę od klucza jak święty
Mikołaj, to ja nie przechodzę. – uśmiechnął się półgębkiem i odsunął kilka
kroków na bok.
- Fakt, nie
zmieściłbyś się. – potwierdziła po chwili zastanowienia i przeanalizowania
całej sytuacji. – Wybacz, ale myślałam, że to jakiś włamywacz.
- Spoko. Nic
się nie stało. To gdzie to śniadanie? – walnął prosto z mostu obojętnym tonem,
co już zdążyło zdenerwować Kosińską.
- Usiądź,
proszę, a ja pójdę szybko zrobić jajecznicę. – wskazała na krzesło i stolik, po
czym zniknęła za drzwiami swojego małego królestwa.
Zjawiła się po
niespełna kwadransie z tacą, na której widniał talerz z żółtą potrawą, pieczywo
oraz kawa. Starała się jak nigdy w życiu, aby tym razem klient był zadowolony i
nie rzucał jedzeniem.
- Dlaczego
przyniosłaś tylko jedną porcję? – zapytał zaciekawiony, unosząc brwi do góry.
- Zawsze mogę
donieść dokładkę, jeśli tylko będziesz miał na to ochotę.
- Nie chodziło
mi o to… W takim razie będziemy jeść z jednego talerzyka, tak?
- Oszalałeś?!
Jeszcze tego brakowało! Nie, Ty będziesz jadł sam. – sprostowała.
- A Ty?
- Ja już
jadłam w domu. – skłamała. – A teraz mogę, ewentualnie, dotrzymać Ci
towarzystwa.
- Miła jesteś.
– odrzekł z przekąsem, po czym przysunął bliżej siebie naczynie.
- Słuchaj, ja
Cię zaprosiłam w ramach rekompensaty na śniadanie, a nie na pogaduchy.
- Jedno nie
wyklucza drugiego. – oponował.
- Dobra, Ty
już lepiej jedz, a nie gadaj, bo Ci wystygnie i znowu będziesz niezadowolony.
Będę na zapleczu. Smacznego.
- Dzięki, ale
wrócisz tu do mnie?
- No
oczywiście, przecież nie wypuszczę Cię bez zapłaty. – zaśmiała się perliście i
ponownie wyszła. W swoim lilipuckim kantorku odpaliła laptopa i zalogowała się
na portalu, ciesząc buźkę już od pierwszych chwil, bo na ekranie migotała jedna
nowa wiadomość od Pana Tajemniczego:
Nic się nie stało, wybaczam.
Ostatnio ja też mam mało wolnego czasu, ale zawsze postaram się znaleźć
chociażby minutkę, by napisać do Ciebie. Nie z przymusu, nie z obowiązku czy
konieczności, z czystej sympatii i szczerych chęci. ;-)
Kąpiel, kocyk, ciepła herbatka i
jesteśmy w siódmym niebie, prawda? Achhh, te kobiety… ;-)
*
Grzegorz
niedowierzał. Niedowierzał, że znów siedzi „u Kosiny” i konsumuje jajecznicę
przyrządzoną przez tę zagubioną, w wielkim świecie, dziewczynę. O dziwo mu
smakowało i już nawet chciał ją przeprosić za swoje dotychczasowe zachowanie,
ale tym razem nie spodobało mu się to, że zostawiła go samego i poszła
załatwiać swoje sprawy. Wyzywał ją w myślach od bezczelnej, niewychowanej
panienki i zastanawiał się, dlaczego właśnie w taki okrutny sposób go
potraktowała. Nie znalazł jednak jednoznacznej odpowiedzi, ale wraz z ostatnim
kęsem usmażonych roztrzepanych jaj, natrafił na całkiem spory odłamek skorupki!
Szczęka zatrzymała mu się w miejscu, oczy przybrały kształt pięciozłotówek,
twarz nabrała purpurowych odcieni, a dłonie automatycznie zacisnęły się w
pięści. W mig pozbył się chrupiącej niespodzianki z jamy ustnej, wypluwając ją
w seledynową serwetkę, leżącą na tacy.
- Cholera
jasna! Znowu to samo! Znowu dostaję jakiś bubel! – mruknął wkurzony pod nosem. -
O nie, tego już za wiele! - pośpiesznie narzucił na siebie kurtkę i z wielkim
hukiem opuścił pomieszczenie.
Wędrował po
rzeszowskich ulicach, rozmyślając o tym, co miało miejsce kilka minut temu;
przeklinając w duchu moment, w którym zgodził się na tę propozycję. Nie wierzył,
że to się stało naprawdę; że znowu zrobiła mu na złość, że znowu go upokorzyła.
Tylko dlaczego? Jaki miała w tym cel? Nie wiedział… Nie zastanawiając się ani
chwili dłużej, wybrał numer swojego najlepszego kumpla; kumpla, który swoją
drogą, namówił go wcześniej na ponowne odwiedzenie tegoż bistro.
- No siema, Grzechu! Co tam powiesz ciekawego?
– odezwał się po drugiej stronie telefonu Zbyszek.
- Mogę do
Ciebie wpaść? – zapytał niepewnie, jakby pierwszy raz w życiu chciał się
wprosić do jego mieszkania.
- Co się głupio pytasz?! No przyłaź, przecież wiesz,
gdzie mieszkam.
- Ale ostrzegam,
nie będę sam. Przyjdę z kimś.
- Kurwa, mogłeś poinformować mnie o takim
fakcie wcześniej, a nie pięć minut przed przyjściem. Teraz to nie zdążę
posprzątać. – fuknął złośliwie.
- Nic nie
sprzątaj, tylko na mnie czekaj. Zresztą, nawet jakbym Ci zadzwonił tydzień
wcześniej, że przyjdę, to i tak nie zdążyłbyś posprzątać swojej zasyfionej
stajni, Augiaszu…
- Ty, gościu, uważaj se, bo zaraz zmienię
zdanie i Cię nie wpuszczę.
- Dobra,
dobra, nie unoś się, bo Ci żyłeczka w bicku pęknie. Będę za kwadrans. –
zripostował i rozłączył się, nie czekając na odezw kompana, by po chwili wejść
do pobliskiego sklepu.
Dzwonił chyba
z pięć razy domofonem, ale Bartman nie raczył mu otworzyć. Poziom wkurwienia
Kosoka podniósł się do wersji HARD, lecz mimo to, nie rezygnował i dalej „gwałcił”
mały, metalowy guziczek przy wejściu do bloku. Stukał nerwowo palcami o
plastikowe drzwi i klął jak szewc, nie mogąc się doczekać reakcji lokatora spod
ósemki.
- No wreszcie,
jełopie! – przywitał się serdecznie, krzycząc do domofonu, po czym w
ekspresowym tempie pokonał kilkadziesiąt stopni schodów i zjawił się przed
drzwiami tymczasowego lokum atakującego. Oniemiał, kiedy go ujrzał w samych
bokserkach, z dziwną białą mazią na rękach. – Wyglądasz jak Hugo w Dolinie
Paproci. – odezwał się ostatkiem sił.
- A Ty jak
kupa węża krojona śrubokrętem.
- Poza tym,
mógłbyś już sobie darować. – dodał zniesmaczony.
- Ale o co Ci
chodzi? – zapytał zdezorientowany Zibi, ocierając drugą dłonią spocone czoło.
- Musiałeś
sobie walić konia przed moim przyjściem?
- Pojebało
Cię, czy jak?!
- No sorry,
ale witasz mnie w samych gaciach, zziajany jak pies z upaplaną łapą od plemniorów!
- Jak Ci
pierdolnę w ten poniemiecki łeb, to Ci się okupacja przypomni! – krzyknął.
- Trzeba było
poczekać do wieczora, albo chociaż mogłeś się wytrzeć! – kontynuował środkowy
bloku.
- Ja jebię,
Grzechu! Jakie Ty masz chore skojarzenia! Lecz się na nogi, bo na głowę już za
późno! Nie waliłem sobie konia, palancie!
- Jak to nie?!
Przecież wszystko na to wskazuje!
- Wskazuje to zegar,
ale poziom Twojej inteligencji. Ćwiczyłem z Chodakowską, a teraz robiłem lukier
do rogalików, które przywiozła mi wczoraj mama. Ale przecież Ty wiesz wszystko
lepiej, nie? – spojrzał na Kosę podirytowany, po czym odwrócił się na pięcie i
powędrował do kuchni, zostawiając Grześka z rozdziawioną miną w progu. Sam nie
wiedział, co go bardziej zszokowało: skalpel pani Ewy w wykonaniu Zbinia, czy
dorabianie lukru do ciasteczek.
- Kurwa, no
sorry, skąd mogłem wiedzieć, no… - jojczył, wlokąc swoje cielsko na salonową
kanapę. – Myślałem, że…
- To Ty
myślałeś? Wow, a to nowość! Dam Ci dobrą radę: następnym razem zanim coś
powiesz, to też pomyśl, ale głową, a nie fiutem!
- „Please,
forgive me…” – zanucił rozbawiony, brązowooki brunet.
- „It’s too late to apologize!” – odśpiewał,
z mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, Zbyszek. – Za karę nie dostaniesz rogala,
dupku.
- A chuj z
Twoim rogalem! – rozłożył się wygodnie na sofie i zaczął biadolić, jak to ma
źle w życiu, i jak bardzo Lidka stłamsiła jego męskie ego.
- Boże, nie
nawijaj tak, bo Ci taśmy zabraknie… - przerwał te dywagacje i wywrócił oczami.
- Ej, a tak w ogóle, to gdzie masz to swoje towarzystwo? Mówiłeś, że nie
będziesz sam. – zielonookiemu nagle przypomniało się, że Grzegorz zapowiadał kompanów.
- No, bo nie
jestem sam. – odpowiedział dumny z siebie i z triumfalnym uśmieszkiem na
twarzy, wyjął z reklamówki czteropak bursztynowego napoju.
- Widzę, że
wspierasz sponsora siatkówki. – bąknął z przekąsem atakujący Resovii.
- Ktoś musi. Przecież
Ty tego nie zrobisz, sknerusie, bo dostajesz za darmolca.
- Mogłeś
zostać ambasadorem jakiegoś produktu, to też dostawałbyś gratisy. – odszczekał mu
Zbigniew. – Zobacz, Kurek ma pod dostatkiem Monte, ja browaru, a Ty… Ty mógłbyś
być twarzą prezerwatyw! – huknął śmiechem, zalewając dwa porcelanowe kubki kawy
z logiem Asseco.
- No rzeczywiście,
bardzo śmieszne. Ubaw po same pachy! Dalej, bierz piwo i pijemy. – wyciągnął
rękę, by chwycić zieloną puszkę ze stolika.
- Hola, hola! Najpierw
kawa, rogaliczek i trening. A Okocimia to sobie możesz walnąć, ale na dobranoc.
– popularny ZB9 próbował odwieźć go od tego chorego pomysłu, bo ostatnimi czasy
to Kosok nic by nie robił, tylko tankował.
- Wiesz, co,
Zbyniu? – odezwał się po dłuższej chwili wpatrywania się w jego podobiznę na
kawałku blachy.
- No co?
- Zrobili Ci tu
taką mordę, jakby Cię normalnie czołg przejechał. Ja bym się na taką sztuczną
karykaturę swojej gęby nie zgodził!
***
Przepraszam.
Wiem, dałam ciała. Znowu. Ale w życiu czasem są takie sytuacje, kiedy odechciewa
się wszystkiego… Wiem, że mam zaległości, ale spokojnie! Powoli zacznę nadrabiać i pojawię się z komentarzem tam, gdzie powinnam się pojawić. ;)
Dziś, ze specjalnymi pozdrowieniami dla Tej, która ostatnio umiliła mi czas swoją przepyszną Kawą. <3
Dziś, ze specjalnymi pozdrowieniami dla Tej, która ostatnio umiliła mi czas swoją przepyszną Kawą. <3
Myślałyście,
że na linii: „Lidka – Grześ” ruszyło w dobrą stronę? Nic bardziej mylnego. ;-)
I wiecie co?
Chyba się starzeję, bo coraz częściej powracam do swojego dzieciństwa.
<3
Z tego miejsca macham łapką do Embo! :*
Z tego miejsca macham łapką do Embo! :*
Ściskam Was,
moje Kochane. :*
Klepie pierwsza, wracam wieczorem;) ;*
OdpowiedzUsuńTylko taki ciołek jak ja może napisać komentarz i zamiast go dodać to wyłączyć przeglądarkę, panie i panowie mądra Daja!
UsuńJuż sama nie wiem czy bardziej mnie rozbawiła wizja Zbysia ćwiczącego razem z Ewką czy ich przekomarzanki. Grzesiu jeśli nie pasują Ci skorupki od jajek w jajecznicy, to nigdy nie kosztuj mojej kuchni, haha, bo każdemu może się zdarzyć, ale mnie to notorycznie. Ale wiesz co, zachowujesz się jak dziecko, któremu zabrali lizaka. Nie myślisz, że czas spakować humorki do kieszeni i zachować się jak dorosły mężczyzna? Ale cóż cieszmy się, że chociaż dogadują się w wirtualnym świecie.
Całuję, Daja;*
:*
OdpowiedzUsuńA ja się łudziłam, że będę czytać o dorosłych osobach. Lecz okazało sie to bardziej mylne niż pomyślenie o dobrych relacjach pomiędzy nimi.
UsuńGrzesio twarzą prezerwatyw? Już widzę ten spot reklamowy: Nawet Kosa nie przebije! Polecam, Grzegorz Kosok.
Ej, ale Grzesiu powinien się wziąć za siebie,a nie za te gratisy u Zbyszka, co? Bo zachowuje się ja gbur, a z takowym nie znajdzie miejsca już nie mówię o Lidce, ale przy każdej kobiecie.
Całuję,
Camilla. ♥
No dzieci!! No jak dzieci!! A ta skorupka tam przypadkiem się znalazła?? No jakby ktos tak lokal prowadził to bankructwo gotowe! Kosa jest niemożliwy i zachowuje się gbur! Nawet Zibi nie może go ogarnąć, a ja miałam nadzieję, że ich relacje idą w dobrym kierunku!1
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze kawka była dobra i pobudzająca:):):). NoiZibiwsamychgatkach!! Ojjjjjjjjjjjjjjjj
ja już myślałam, że będzie lepiej a tu klapa. Ta skorupka to może przypadkiem się tam znalazła. Nawet Zbyszek nie jest w stanie zrozumieć o co Grześkowi chodzi :)
OdpowiedzUsuńA ja się łudziłam, że się w końcu jakoś dogadają, a tu... lipa!
OdpowiedzUsuńAle tak ogólnie, to jestem bardzo na TAK!
Do następnego :)
Znalazłam sie tutaj przypadkiem i wcale nie żałuję! Opowiadanie jest boski <3
OdpowiedzUsuńKurde! A już myślałam, że sie dogadają a tu taka niespodzianka :p
Jestem ciekawa jak zareagują jak sie dowiedzą, że znają sie również z portalu :D
Czekam na kolejny rozdział :D
Pozdrawiam :)
Hahaha świetny rozdział;) A konwersacja Zbyszka i Grześka jeszcze lepsza :d Super jest;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie;)
Zapraszam na XXXI http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/
UsuńA ja już miałam nadzieję, że Lidka i Grzesiek się dogadają... Dzieci, normalnie duże dzieci...
OdpowiedzUsuńKonwersacja Zbyszka i Grześka genialna. Z każdym słowem mój uśmiech stawał się coraz większy :D
Czekam na kolejny i pozdrawiam A. ;*
Przepraszam, że dopiero teraz, ale dopiero mam czas, żeby dotrzeć wszędzie :(
OdpowiedzUsuńNo i mi się znowu robi smutno, bo Grzesiu i Lidka znowu będą mieć pod górkę. Znowu się pewnie gdzieś tam spotkają i pokłócą, a ja bym chciała, żeby tak nie było. Dobrze chociaż, że w internecie jakoś się dogadują i czują tam do siebie sympatię ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
Ta skorupka znalazła się tam przypadkiem ? Nie wiem. Z jednej strony takie przeoczenie ze strony szanującego się kucharza jest niedopuszczalne i mało prawdopodobne. Z drugiej Lidka chciała żeby to śniadanie było idealne.....
OdpowiedzUsuńRozmowa Zbycha i Kosoka to murowany uśmiech na gębie. Ale że lukier na rogaliki ?
POZDRAWIAM
WINIAROWA♥
Mówisz, że Kosok ma być twarzą prezerwatyw? Nie to dla Zbycha już dawno zarezerwowałam :D Kosa dobrze reklamuje wanny z hydromasażem :P
OdpowiedzUsuńWidzę, że razem ze Zbychem ćwiczymy z Chodakowską ;) Chociaż ja mówię na nią Chodaczek :D Jednak mógłby się do mnie przyłączyć to może bardziej by mi się chciało ^^
Kosa i Lidia to zawsze muszą być na wojennej ścieżce. No przynajmniej w realu, bo w wirtualu to się bardzo dobrze dogadują ;) Kosok to też taka dupa wołowa. Skorupy z jajka bardzo często zdarzają się w jajecznicy, ale on już myśli, że to specjalnie. Ci mężczyźni!
Ściskam! :*
Cześć.
OdpowiedzUsuńAleż dziękuję Ci bardzo za pomachanie rączką i doceniam, że choć na chwilę potrafiłaś oderwać ją od pitraszenia. Jeżeli chodzi o mnie to wiesz, że zawsze możesz liczyć, że będę Ci towarzyszyć we wspominkach starych, dobrych czasów, okraszonych Zbuntowanym Aniołem, Luz Claritą, Kaczorrą, Palomą, nieszczęsnym Hugo, a nawet Telerankiem i 5-10-15. :)
Nie, wzrok Cię nie myli. I to nie tak, że ktoś mi się włamał na blogspotowe konto i wypisuje jakieś farmazony. To na serio ja. Spoko, nawet ja w to nie dowierzam. Jednakże mówiłam, że kiedyś to przeczytam? Mówiłam. I nie ważne, że było to, za przeproszeniem, chuj wie ile miesięcy temu. Lepiej później niż wcale.
Przejdę może do sedna sprawy. Kosa. Kurwa. Czemuś Ty jest taki baran? Normalnie jak czytam jak on się zachowuje to mnie krew zalewa i mam chęć spakować plecak, pojechać do miasta "Wielkiej Piczy" i przywalić mu w ten jego zakuty łeb. No no jak to jest możliwe, że dorosły facet zachowuje się jak przedszkolak? Najpierw te gołąbki. Okej, też bym się wkurzyła jakby ktoś mi spartolił jedno z moich ulubionych dań, no ale bez przesady, żeby od razu być nieokrzesanym gburem? Nigdy nie wierzyłam, że to powiem, ale w tym przypadku, to zakichany Bartman ma więcej rozumu w tym swoim ptasim móżdżku. (Celowo mówię ptasim, if You know what I mean ;P) Dobra. Grzegorzu, miałeś szanse się zrekompensować? Miałeś! Spałaszowałeś ciasto, aż Ci się uszy trzęsły? Spałaszowałeś. Bąknąłeś coś i uciekłeś? Boże, czy ty to widzisz? A już to ostatnie to ręce, nogi, cycki (niestety też) opadają. Wlazł jak jakiś pacan kobiecie pod samochód, drze się na nią, że jechała na zielonym, łaskę robi, że pójdzie do niej na śniadanie, a później demon w niego wstępuje za sprawą jakiejś skorupki? I pomyśleć, że jako Mysterious jest taki normalny. Fajny facet, który choć czasem się pogrąża swym zamiłowaniem do piwska, mimo to jest f a j n y. Gdzie jest logika?
Lidka to fajna babka. Nie daje sobie w kaszę dmuchać i na szczęście nie podziałało na nią to jego "cudotwórcze" spojrzenie. Trochę żałuję, że nie wbiła Grzegorzowi tego noża w mózgoczaszkę, bo przynajmniej dzięki powstałej dziurze, byłaby sposobność dolania mu trochę oleju do głowy. Ależ ona jest nieogarnięta! Żeby ją dziecko musiało uczyć takich rzeczy, ale w sumie, my kobiety sukcesu tak mamy. ;) Lidka jakoś nie wydaje mi się mieć dwóch twarzy, w internecie i w rzeczywistości, i dzięki Bogu.
A Zuzanna jest wyczepista! Jej cięte rispoty są bardzo w twoim stylu. :)
Tymczasem uciekam, i mam nadzieję, że kolejny raz pojawię się tu szybciej niż po kilku miesiącach. ;)
Pozdrówki,
Embouteillages. :*
Przepraszam, ale wyłączyłam jakże piękny głos Sylwii, a pozwoliłam sobie uraczyć me uszy dźwiękiem głosu Andrzeja Wrony :D
OdpowiedzUsuńRównież dałam się nabrać, że na linii Grzesiek - Lidka może dojść do porozumienia. Nie wiem o co robi problem? Ja sama sobie dzisiaj robiłam jajkocznice i też kawałeczek skorupki nie wiem jakim cudem wpadł? :/ A ten robi problem jakkby pukiel włosów mu wrzuciła albo nie wiem zęba? tipsa? Chociaż tipsa mógłby uznać za skorupę xD
Ale idąc dalej Zbyszek w bokserkach z białą mazią na dłoni to samozadowolenie? hahahahahahahah Nie no jeszcze nigdy w opowiadaniu nie spotkałam się z taką interpretacją :D Ich riposty są przekozackie! :D
Jednak z Kosoczka to tez romantyk, szkoda że na wierzchu tak gburowaty! W sieci potrafi jakoś być miły. Aż się nie dziwię, że nie może znaleźć żadnej w realu (i nie mam tutaj na myśli hipermarketu!) :D
Reasumując nie wiem skąd w Twej głowie biorą się takie teksty? :D Bo byłam pełna podziwu słownictwem Zuzki, jednak zestawiając jej powiedzonka, a skojarzenie i rozwinięcie myśli Grześka to przeszło moje oczekiwania :D
Czekam na relację Lidki z niespodziewanego wyjścia klienta ^^
Ściskam Cię mocno! :*
No kurde, ja już na serio myślałam, że to wszystko idzie w dobrą stronę. A tu niespodzianka.. przykra.
OdpowiedzUsuńA najbardziej mnie martwi myślenie Grześka. Przecież Lidka się starała i nie zrobiła tego specjalnie. A ten zamiast na spokojnie to trzaska drzwiami.. Ach ten Grzegorz...
Pozdrawiam :**
I ze śniadania wyszło...nic. Bo Grzesiu znów jak obrażalski przedszkolak wypiął się i wyleciał jak z procy z bistro, gdzie Lidka próbowała zakopać topór wojenny i trafić do tego zakutego łba przez żołądek do serca. Ale chyba nic z tego. Mam wrażenie że będą się tak mijać do końca świata i nic z tego nie będzie, jeśli któreś nie zmieni swojej postawy. Eh, no jak czapla i żuraw! ;p
OdpowiedzUsuńChyba że mała Diablica coś tu zamiesza i pomoże ciotuńci w życiu uczuciowym :)
Ściskam Cię Miśku mój kochany!
S. :*
Hej! Uwielbia,m to opowiadanie dlatego nominuję Cię do Liebster Blog Award. :) Szczegóły znajdziesz w zakłądce o tym tytule na wherever-will-you-go.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM !!!
Paulka