Ksawery
przekazał swojej szefowej listę produktów, które przestały wypełniać szafki i
lodówki w jego małym królestwie, a bez których nie byłby w stanie ugotować od Ado Z kompletnie żadnej potrawy z menu. Kosińska z lekka się przeraziła,
widząc zapisaną po brzegi, dość starannym pismem jak na faceta przystało, kartkę papieru
A4 i już w myślach zaczęła kalkulować, ile za to wszystko zapłaci. Westchnęła
tylko głęboko, zabrała z krzesła swoją czarną kurtkę ramoneskę i szmaragdową torebkę
listonoszkę, po czym wyszła z lokalu i udała się do pobliskiego małego marketu,
w którym zawsze robiła zakupy. Nie lubiła tych dużych super-mega-hiper-marketów,
ponieważ ilość dostępnych, i niekiedy niesprawdzonych, produktów po prostu ją
przerażała, a ona chciała serwować swoim klientom tylko same najlepsze rzeczy. Poza
tym, zawsze, kiedy miała okupować się, np. w Tesco umiejscowionym na drugim
końcu miasta, musiała prosić siostrę o pożyczenie samochodu. Dziś było to
niestety niemożliwe, bo Dagmara musiała pilnie wyjechać do Nowego Sącza, a poza
tym, Lidka nie chciała nadużywać jej życzliwości po ostatnim numerze, jaki ostawiła
zawożąc Zuzkę do szkoły.
Zaraz po
wejściu do środka wzięła jeden z mniejszych wózków na kółkach i ruszyła w głąb
w poszukiwaniu spisanego przez kucharza asortymentu. Krążyła pomiędzy regałami,
zabierając z półek różnego rodzaju galaretki, makarony, mąki, ryże i niezbędne przyprawy.
Następnie przeszła na dział mięsny w celu wybrania wędliny oraz najdorodniejszych
sztuk drobiu i kiedy tak penetrowała wzrokiem towar w chłodni, w pewnym
momencie zdrętwiała. Po drugiej stronie, w kolejce na dziale rybnym stał on –
niewdzięczny i gburowaty Grzegorz, który za każdym razem krytykował jej bistro.
Za wszelką cenę chciała uniknąć z nim jakiejkolwiek konfrontacji, dlatego po
wykonaniu szybkiego manewru wózeczkiem, przemieściła się na Konserwy. Tam, po włożeniu kilku puszek
z fasolą, kukurydzą, groszkiem i innych mieszanek warzywnych, baczyła, gdzie
znajduje się jej wróg publiczny numer jeden. Nie dostrzegła go nigdzie w
zasięgu swojego wzroku, dlatego niemal niczym skradający się złodziej,
podreptała po świeże pieczywo. Spakowała do szarej torebeczki kajzerki i
grahamki, po czym wychyliła się do przodu w celu sprawdzenia dostępności jej
ukochanego chleba na naturalnym, żytnim zakwasie. Przed oczami wyrosła jej
wysoka męska postać, z dwudniowym zarostem na twarzy i artystycznym nieładem na
głowie, która swoimi długimi palcami u rąk zwinnie pakowała bułki do woreczka. Kosińska
ponownie przybrała pozycję przyczajonego tygrysa i cała rozgorączkowana uciekła
z miejsca potencjalnego zagrożenia. Liczyła na to, że nie zdążył jej zauważyć.
Nie wiedziała,
dlaczego zachowuje się tak dziecinnie, a nie, jak na dorosłą kobietę przystało,
ale mimo wszystko, gdzieś tam w głębi duszy sprawiało jej to swego rodzaju
ubaw, bo czuła się jak ta mała dziewczynka z przedszkola, bawiąca się w
chowanego z pozostałą grupą pięciolatków. Tu jednak sytuacja była o wiele
poważniejsza, bo nie bała się tego, że ktoś ją odnajdzie, a ona nie zdąży
dobiec do „zaklepywanki”; obawiała się kolejnej przykrej wymiany zdań z
człowiekiem, który nie darzy jej szczególną sympatią – zresztą ze wzajemnością.
Podjechała
jeszcze tylko do skrzynek ze świeżymi warzywami i owocami, wykreślając tym
samym z listy ostatnie już pozycje do kupienia. Powolnym krokiem zmierzała do
kasy, rozglądając się co chwilę dookoła w wiadomym celu. Zajęła miejsce w
jednym z krótkich ogonków i kiedy zrobiło się wolne miejsce na czarnej taśmie,
zaczęła wykładać na nią swoje zakupy.
- 179,53,- –
usłyszała należną kwotę z ust kasjerki, po czym automatycznie wyjęła z portfela
kartę płatniczą. – To kasa gotówkowa.
- Słucham? –
zapytała zdezorientowana, oglądając się za siebie w poszukiwaniu jej
znienawidzonego klienta.
- Kasa
gotówkowa. – powtórzyła powoli, z lekką nutą złości w głosie.
- O mój Boże.
– zaczęła lamentować – Mam tylko kartę. Może być? – uśmiechnęła się nikle,
licząc, że niezbyt miła ekspedientka pozwoli jej zapłacić wartościowym
kawałkiem plastiku.
- Nie, nie
może być! – odezwał się niski, otyły mężczyzna, który stał tuż za Kosińską w
kolejce. Wyraźnie napisali! – wskazał na wiszący przed kasą szyld, oznajmiający
o braku możliwości płacenia kartą płatniczą.
- Przepraszam,
nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło... Proszę zrobić wyjątek.
- Nie ma Pani
gotówki?! – drwił z niej przemądrzały i nie mający serca facet, po czym
odwrócił się w stronę ludzi stojących za nim i wszystkim uroczyście
kilkakrotnie oświadczył, że ta młoda nie ma pieniędzy.
- Mam tylko pięćdziesiąt
złotych. – ukazała zgromadzonym wokół niebieski banknot.
- Proszę
przejść obok. – rzekła zimnym tonem kasjerka.
- Nie da się
niczego zrobić? – Lidia zapytała z nadzieją, uśmiechając się niewinnie do około
trzydziestoletniej kobiety z długim warkoczem.
- Nie.
- O, cześć. –
nagle zza jej pleców wyłonił się ten, którego dziś tak bardzo chciała uniknąć.
- Cześć. –
odezwała się z wymuszoną życzliwością.
- Potrzebujesz
pieniędzy?
- Nie, bardzo
dziękuję. – odparła dumnie, chcąc udowodnić brunetowi, że sama potrafi załatwić
swoje sprawy.
- Proszę
przejść obok. – wycedziła ponownie przez zęby kobieta.
- Edyta…
piękne imię – zwrócił się do niej wysoki brunet. – To jest Lidia, a ja jestem
Grzegorz.
- A ja jestem
Zenek! – odezwał się starszy grubasek z wyraźnie odczuwalną ironią w głosie.
- Witaj Zenku.
– przywitał się i uśmiechnął półgębkiem. – Edytko, to jest czytnik do kart – wskazał
na urządzenie znajdujące się obok standardowego pikacza.
- Może zrobisz
to dla nas i przeciągniesz tę kartę przez czytnik? Przecież potrafisz. No
dalej, raz raz. – kobieta z warkoczem zaczęła się uśmiechać w kierunku
kokietującego ją miłym głosem Grześka, ulegając jego urokowi. – No, śmiało... Edyta,
piękne imię. - zachęcał ją czarującym spojrzeniem i puszczaniem perskich oczek
tak długo, aż nie wykonała jego polecenia. Uległa mu, całkowicie, dopuszczając do finalizacji zakupów Kosińskiej. – Już?
Porządku? – teraz zwrócił się do zaskoczonej Lidii.
- Tak. –
odpowiedziała krótko, nie mogąc zrozumieć tego, co się wydarzyło przed kilkoma
sekundami. On jej pomógł?! Z własnej i nieprzymuszonej woli?! Niemożliwe!
- To świetnie.
Miłego dnia życzę, dla Państwa również. – uśmiechnął się na odchodne i wyszedł
ze sklepu pozostawiając po sobie tylko delikatną woń męskich perfum, które tak
przyjemnie drażniły nozdrza brązowowłosej.
*
Grzegorz miał
ostatnio niebywałe „szczęście” do spotykania Lidii w takich miejscach, w
których by się tego w ogóle nie spodziewał. W księgarni, perfumerii, bibliotece,
na bazarku, w sklepie komputerowym – niemal wszędzie. Zawsze jednak udało mu
się gdzieś czmychnąć bokiem niezauważenie; zawsze udało mu się gdzieś schować i
kątem oka obserwować poczynania tej nieuprzejmej kobietki. Jednak za każdym
razem, gdy ją widział, oprócz złości, odczuwał coś jeszcze. Coś przyjemnego, co
niemal kazało mu zmienić do niej nastawienie, a do czego on nie mógł z kolei się
w stu procentach przekonać.
Tak naprawdę
to miał dzisiaj nie wchodzić do tego sklepu; miał jechać do Galerii Rzeszów na
większe zakupy, ale Bartman nie chciał go tam podrzucić, bo się spieszył do banku
i wysadził go na jednej z podmiejskich uliczek. Kosok oczywiście nie krył
swojego niezadowolenia i biadolił pod nosem na przyjaciela, ale był tak głodny,
że kiedy już znalazł się przy stoisku rybnym i kiedy już poczuł ten specyficzny
zapach, od razu cała złość mu przeszła. Miał dziś bowiem ochotę na sałatkę
śledziową, której kosztował kilka dni temu na kolacji u Zbyszka. Zresztą – kosztował – to i tak delikatne
określenie, biorąc pod uwagę fakt, iż pochłonął cały półmisek tych pyszności
sam, litując się nad drugim brunetem tylko małym kawałeczkiem rybki. Dziś chciał
zrobić sobie prawdziwą ucztę, nie musząc dzielić się z nikim.
Wystarczyło
tylko, że przekroczył próg małego marketu i od razu stanął jak wryty. Zobaczył
ją, dziewczynę z bistro. Jedną ręką opierała się o wózek, a w drugiej trzymała
dużą, białą kartkę, na której pewnie miała wypisaną listę zakupów. Zaczaił się
za regałem z artykułami higienicznymi i patrzył na nią; patrzył i chłonął jej
widok: kiedy zwinnie przebierała paluszkami pomiędzy opakowaniami budyniu,
galaretek i proszku do pieczenia; kiedy uśmiechała się sama do siebie na widok
świeżej dostawy pięknych i okazałych warzyw; kiedy zgrabnym ruchem dłoni odhaczała
długopisem zdobytą pozycję z listy; kiedy niesforne kosmyki włosów raz po raz spadały
na jej twarz, wywołując u niej słodkie i niewinne marszczenie noskiem; kiedy te
duże, brązowe oczy mówiły o niej niemal wszystko… I nagle coś w nim drgnęło…
Starał się powkładać
do czerwonego koszyka wszystkie produkty najszybciej jak tylko się dało i kiedy
już zadowolony z uśmiechającej się do niego sałatki śledziowej w reklamówce,
miał opuszczać sklepik, usłyszał, jak przy jednej z kas, jego „znajoma” ma
pewne problemy. Przystanął na chwilę przy małej tablicy z ogłoszeniami, udając,
że jest zainteresowany ich treścią. W gruncie rzeczy przysłuchiwał się burzliwej wymianie zdań Lidii z kasjerką; i w pewnej chwili, nie wiedzieć czemu, nogi same
poprowadziły go do miejsca afery. Pomimo stawianego oporu ze strony dziewczyny,
załatwił jej sprawę szybciej, niż mogłoby się wydawać. Życzył wszystkim miłego
dnia i odszedł dumny z siebie, że zrobił coś dobrego dla drugiego człowieka; że
zrobił coś miłego dla niej.
*
Drogi Mysterious, lubię zaczynać te maile tak,
jakbyśmy przed chwilą przerwali naszą rozmowę; jak starzy kumple, a nie ludzie,
którzy nawet nie znają swoich imion, bo poznali się przypadkiem na portalu
randkowym.
Każdego dnia zasiadam przed laptopem i zastanawiam
się, co ciekawego dziś napiszesz? Włączam komputer. Niecierpliwie czekam na
połączenie z serwerem. Loguję się na portal i wstrzymuję oddech, by zobaczyć
migającą ikonę z nową wiadomością. I nic już nie słyszę, nawet ulicznego gwaru
za oknem, tylko bicie własnego serca…
„I nic już nie
słyszę, nawet ulicznego gwaru za oknem, tylko bicie własnego serca…” – pięknie ujęte,
ale żeby aż tak działała na Ciebie nasza korespondencja? Uważaj, bo się jeszcze
we mnie zakochasz. ;-)
Spokojnie, nie
musisz się o to martwić. Jeszcze nie zniżyłam się poziomem intelektualnym do
przedszkolaków i nie zakochuję się w pierwszym lepszym chłopaczku… ;-)
Pierwszym
lepszym? No dziękuję Ci bardzo. Ja nie jestem pierwszy lepszy, ja jestem jedyny
w swoim rodzaju!
Choć czasami
czuję się jak swoje najgorsze wydanie. Jakby puszka Pandory, pełna samych
znienawidzonych cech, arogancji i złośliwości otworzyła się na oścież. Ktoś Cię
prowokuje, a Ty zamiast się uśmiechnąć i wycofać, atakujesz. Oto ja –
zgryźliwiec. Echh… Pewnie nie wiesz, o czym mówię…
Wiem i zazdroszczę Ci. Gdy mnie ktoś napada,
zapominam języka w gębie, mam w głowie pustkę. Potem nie mogę zasnąć i myślę,
co powinnam była powiedzieć; jak należało przygadać łajdakowi, który
potraktował mnie jak śmiecia. I nic, nawet teraz. Nawet po paru dniach nie
umiem nic wymyślić…
Fajnie by
było, gdybym mógł Ci przekazać moją złośliwość – ja byłbym już grzeczny, a Ty
byś się odgryzała i oboje bylibyśmy szczęśliwi, ale ostrzegam: gdy już będziesz
mogła powiedzieć, co myślisz w chwili kiedy
to myślisz, pojawią się wyrzuty sumienia.
Może się
spotkamy?
***
Dziś w ofercie wszystko, co możliwe: Lidka, Grześ i ich wirtualny romans. ;)
Coś ostatnio chodzą za mną te sceny „sklepowe”, sama nie wiem czemu. Chyba spędziłam zbyt dużo czasu w marketach i za dużo zaobserwowałam się ludzi. ;-)
Coś ostatnio chodzą za mną te sceny „sklepowe”, sama nie wiem czemu. Chyba spędziłam zbyt dużo czasu w marketach i za dużo zaobserwowałam się ludzi. ;-)
Z racji, że
nie wyrobiłam się z rozdziałem przed tymi wszystkimi Świętami, dziś z tego
miejsca chciałabym życzyć Wam wszystkiego, co najlepsze na ten rozpoczynający
się 2014 rok; abyście nigdy nie wątpiły w swoje marzenia i nie rezygnowały z
ważnych dla siebie wartości czy rzeczy; by Wasza miłość do siatkówki z każdym
dniem rosła w siłę, a wena na siatkarskie nowości przychodziła znienacka i
obfitowała bogatymi historiami na bloggerze. :-)
Wiem, że w ostatnich dniach mocno Wam spamowałam, ale chyba powoli zaczynam dostosowywać się do swoich noworocznych postanowień. :]
Mała informacja dla chętnych: 6 stycznia ostatni na ŻBP i start z bezpowrotnymi.
Mała informacja dla chętnych: 6 stycznia ostatni na ŻBP i start z bezpowrotnymi.
Ściskam Was
serdecznie, Patex. :*
buu, dziś druga! <3
OdpowiedzUsuńto ja trzecia ! Wracam dziś, jak ból głowy minie :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie Patka, może w końcu się spotykają, hm? :*
OdpowiedzUsuńGłupio to brzmi. Przecież ich los na siebie "nażuca" praktycznie kilka razy w tygodniu! Inaczej. Może w końcu dowiedzą się o sobie? :*
UsuńGrzegorz też posiada ludzkie uczucia! Może i jest złośliwy, może i wyżera koledze sałątkę śledziową ale Pani z bistro zaczyna go intrygować. Ciekawe jak będzie wyglądac ich spotkanie, w sumie ono dobrze wyglądać nie może. Ona dostanie porcję jakichś wyssanych z palca zarzutów, a on skończy z ręką odbitą na policzku!
OdpowiedzUsuńSpotykają się praktycznie wszędzie, a nie wiedza, że ze sobą piszą na portalu randkowym ^^ Jestem ciekawa czy jak usiądą w jednej kawiarni czy gdzie tam się spotkają na tym umówionym spotkaniu z portalu, będą myśleć, że znowu siebie spotkali, a nie wpadną na to, że to ze sobą piszą ;)
OdpowiedzUsuńFacet w kolejce był okropny. Ok, może nie zauważyła, że to kasa dla płacących gotówką, ale Zenek nie musiał obwieszczać wszystkim tego, że nie ma w portfelu pieniędzy. Osobiście nigdy nie nosze przy sobie sumy większej niż 50 zł i zawsze kupuje na kartę, bo tak jest wygodniej i większość ludzi tak robi, ale "miły" pan tak nie uważa. Na całe szczęście pojawił si rycerz na białym koniu Kosa i uratował z opresji księżniczkę Lidie :D Przy tym musiał zbajerować kasjerkę, ale przynajmniej Lidia wie, że Kosok też potrafi być miły ;)
Poza tym stwierdzam, że Kosa idzie w ślady kolegi Mieszka z opowiadania :D
To mówisz, że Dagmara pojechała pilnie do Nowego Sącza? :D Chętnie jej podam trasę żeby się nie załapała na sądeckie korki ^^
Starsza siostra pozdrawia młodszą chorą siostrę ;*
ojeeeeeeeeej, niech się spotkają, niech się spotkają!:)
OdpowiedzUsuń"- Edyta… piękne imię – zwrócił się do niej wysoki brunet. – To jest Lidia, a ja jestem Grzegorz.
- A ja jestem Zenek! – o" MISTRZ ZENEK!
Kosa w końcu pokazał ludzkie oblicze w realnym świecie. Edzia uległa mu całkowicie, swoją drogą, parszywa glista, a Zenon nie lepszy :D
OdpowiedzUsuńWirtualny flirt kwitnie, ja tylko czekam aż się spotkają i zobaczą kto tak naprawdę siedział po drugiej stronie monitora! Ciekawe jak wtedy zareaguje Kosa.
Całuję Miśku, Twoja S. :*
Chwilę potrwało jak przestałam śmiać się z tej "sklepowej akcji". W końcu Grzesia sumienie ruszyło i trochę poczarował panią Edzię :P Wraz z Zenonem są strasznie "przyjemni", aż mi się przypomniał taki gostek i kasjerka, z którymi sama miałam do czynienia. xd
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Kosa wpadł na pomysł spotkania i liczę na to, że do tego wkrótce dojdzie, a nawet szybciej niż szybko :P
Buziaki, Happcinka ;*
Takie niewinne spotkanie, a oni oboje już pewnie nie będą mogli zasnąć, bo główka zacznie pracować. Ja tu zauważyłam odrobinę fascynacji wzajemnej w tych realnych częściach Lidki i Grześka. Tak nie wiem, dlaczego, ale tak jakoś mi tu coś się kroi ;P
OdpowiedzUsuńA wirtualnie są tacy ... inni?
chyba zacznę zazdrościć dziewczynie, że trafiła na takiego genialnego mężczyznę na takim portalu. Ja za cholerę nie mogę trafić na żadnego normalnego nawet bazując na swoim wizerunku, a jej udało się to przez zbieg okoliczności i trwa... No zazdroszczę i już! :D
Jak już czas na spotkanie, to dla mnie oznacza, że wszystko zbliża się do końca, a ja jednak chciałabym, żeby ich wirtualne życie trwało i trwało :D
Pozdrawiam :*
Fajnie przerobiona scena z "Masz wiadomość" :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że wirtualna miłość kwitnie :) Szkoda tylko, że w realnym świecie Lidka i Grzegorz nie mogą się coś dogadać, ale wierzę, że w tej kwestii da się coś jeszcze zrobić :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Siatkareczka :*
Wesoło będzie jak się spotkają i okaże się, że w realnym świecie średnio za sobąprzepadają ; p. Chociaż coś mi sie wydaje że w realu też się niedługo polubia ;d czekam na następny ; )
OdpowiedzUsuńW sieci ich miłość kwitnie, a w realu to co? :d
OdpowiedzUsuńOj będzie wesoło jak się spotkają ;d Wyobrażam sobie ich miny, gdy się dowiedzą, że ze sobą piszą ;d No ale, na to jeszcze poczekajmy ;)
Pozdrawiam :**
Pati, a gdzie muzyka, która leciała w tle? :(
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona postawą Grzegorza Ka. :D Pozytywnie rzecz jasna :P W ogóle to fajnie piszesz. Niby logiczne fakty, ale tak lekko i z nutką ironii przez co chwilę śmieję się do monitora laptopa :D
To, że ich stosunki w świecie wirtualnym są bardzo dobre rozumiem, ale żeby i w świecie realnym ociepliła się relacja? :O Ha, a jednak jedno ukradkiem wypatruje drugiego! ^^ Tylko czekać na ich randkę. Próbuję w głowie ułożyć sobie to spotkanie, ale i tak mnie zaskoczysz zapewne :D Miła wersja Kosoczka bardzo mi odpowiada :P
Ściskam! :*
Matko! Co się stało z tym gburowatym mężczyzną? Z tym naszym Grzegorzem? Jestem pod wrażeniem jego postawy i zmiany. Ale powiedz mi jedno. Kiedy się w końcu tak "spykną"? No kiedy się pytam? Już nie mogę się doczekać co tam dla nas, czytelniczek szykujesz. Czekam na kolejny! ;D
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością chciałabym zaprosić Cb na moją nową historię pt. "Córka dziwki". Czy dawna dama do towarzystwa, a teraźniejsza tancerka w klubie nocnym odnajdzie swoje szczęście? Jak skończy? Czy spełni swoje marzenia? Wyjdzie na porządnych ludzi? Jeśli chcesz się dowiedzieć to serdecznie zapraszam. Oczywiście nie zmuszam. ;D Opowiadanie możesz znaleźć pod tym linkiem. ----> http://corka-dziwki.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia. :D
Jeja jak oni się spotkają to to będzie hit !!
OdpowiedzUsuńKocham pana Zenka! !!
Grzesiek potrafi być miły? ;o Niemożliwe xD
OdpowiedzUsuńKurcze, codziennie piszą ze sobą, tworząc między sobą coraz silniejszą nić przyjaźni. Prawie codziennie też na siebie wpadają, ale te spotkania już nie są tak przyjemne... Może czas przenieść tę wirtualną przyjaźń do rzeczywistego świata?
Pozdrawiam A. ;*